środa, 29 sierpnia 2012

1. Życie wy­daje się kochać pa­radok­sy


Syknęła z bólu gdy lekarz dotknął jej skóry i miejsca w którym powoli pokazywał się potężny siniak. Nienawidziła szpitali i zazwyczaj ich unikała, ale w tym przypadku nawet nie miała nic do powiedzenia.


[ M U S I C ]

-Jeszcze jedno piwo – uśmiechnęła się do barmana stojącego za ladą. Mężczyzna kiwnął twierdząco i zawołał kelnera. Brunetka odwróciła się w stronę parkietu gdzie kilka z jej koleżanek właśnie tańczyło z nowo poznanymi kolegami. Ona sama należała raczej do mniej... bezpośrednich osób.
Uwielbiała swój styl życia, niezależność, ale wolała raczej pozostać sama.
-Nie jesteś zbyt młoda by pojawiać się w takim miejscu sama? - usłyszała od kelnera, gdy pojawił się stawiając przed nią trunek.
- Tak, jestem – powiedziała i upiła łyk. Słyszała to aż za często i dlatego co raz częściej po prostu to ignorowała. Nie skupiała się nad tym czy słowa chłopaka były swojego rodzaju sposobem na podryw czy swoistą ironią. Skupiła się na tańczących ludziach.
Muzyka dudniła jej w uszach, a gdzieś w tłumie dostrzegała poszczególne sylwetki ludzi z którymi tu przyszła.
Cristina, dwadzieścia cztery lata, wysoka szczupła brunetka. Inteligentna, samodzielna, ale i pyskata.
Esteban, dwadzieścia... kilka lat. Egoista, ale dobry przyjaciel. Zdeklarowany gej.
Mercedes, swojego rodzaju – pani tego miasta. Może mieć każdego.
Idoya, miła, niska dziewczyna o dobrym sercu. Pasjonatka tańca.
Carlos – syn bogaczy – buntownik.
I kilka innych osób. Łącznie ich grupa liczyła czternaście osób. Ona była tą najmłodszą. Miała zaledwie dziewiętnaście lat. Swoją osobowością również różniła się od wszystkich. Była bardziej delikatna, ale i stanowcza. Była indywidualistką i liczyło się dla niej to co miało sens.
Nie lubiła robić czegoś wbrew sobie. Zawsze pozostanie tą najmłodszą, ale nie miało to znaczenia. Swoją osobowością potrafiła by przyćmić nawet najjaśniejszą gwiazdę.
Odwróciła się ponownie w stronę baru zrównując się z barmanem i skupiając się na swoim piwie. Dzisiejszego wieczoru nie miała ochoty tańczyć, co w jej przypadku było dość rzadkim widokiem.
Nie była w stanie powiedzieć czy siedziała tak długo. Na pewno nie zdążyła wypić całego piwa. Wszystko co nastąpiło w kolejnych minutach już do niej nie docierało.
Poczuła mocne szarpnięcie i krzyki. Kilka osób przedzierających się w tłumie, napierających na siebie. Jakaś bijatyka. Poczuła jak szereg ludzi którzy tak jak oni stali przy barze zakołysał się. Szklanki i butelki stojące na ladzie jednym ruchem zniknęły rozpryskując się wszędzie i rozlewając, a ona sama pchnięta przez kogoś wylądowała kilka metrów dalej na posadzce.
Potrzebowała kilku sekund by się otrząsnąć. Pozostała w tej samej pozycji – na brzuchu z rękami osłaniającymi głowę. Nawet nie wiedziała kiedy tak się ułożyła.
Poczuła jak ktoś łapie ją za ramię, a chwilę później odwraca, przez co oślepiło ją mocne neonowe światło.
-Chelsea! Wszystko w porządku? - zmrużyła oczy. Czuła, że boli ją głowa, ale kiwnęła twierdząco. Esteban pomógł jej wstać. Otaczała ją głównie muzyka i głośne rozmowy ludzi. Kilka osób wokół niej również poszkodowanych podnosiło się z ziemi.
-Spoko – wyswobodziła się z jego rąk widząc, że kumpel trzyma ją dosyć lekko w nadziei, że jego ubranie nie ucierpi w kontakcie z alkoholem i szkłem które przykleiło się do jej całego ciała – daję radę.
Spróbowała stanąć prosto. Poczuła ostre szarpnięcie w klatce piersiowej i ponownie zgięła się w pół. Chwilę później ból sprawił, że przed oczami zrobiło się ciemno. Kucnęła starając się trzymać kontrolę, ale nie było jej to dane. Zemdlała.

Sprawowanie kontroli nad sobą to jeden z wielu elementu kształtowania sylwetki piłkarza. To równie ważne jak technika gry, czy dobra kondycja jeśli chce się zabłysnąć w świecie mediów.
I on dawno powinien to wiedzieć. Był piłkarzem już zbyt długo, zaklął w myślach gdy uświadomił sobie do czego doprowadził razem ze swoimi towarzyszami i miał cichą nadzieję, że Bóg nie będzie miał dla niego srogiej kary. Wytarł krew cieknącą strużką po brodzie i skierował się do kumpli. Całe to zdarzenie nie powinno się było wydarzyć. Spotkali się na piwo i by odpocząć, a tymczasem ich skołatane nerwy dały się jeszcze podpuścić jakimś zidiociałym palantom.
-Jak tam Dave? - usłyszał głos Carlosa, ale nie potrafił go zlokalizować. W klubie było ciemno, a tłum gęstniał – Żyjesz?
Mężczyzna pojawił się naprzeciwko, potrząsając swoimi długimi włosami i kładąc mu dłonie na ramionach czekał na odpowiedź.
-Żyję, ale nie powinienem – jęknął. Odwrócił się w stronę innych. Pomógł wstać mężczyźnie który został staranowany w tej potyczce, a także kobiecie, która siedziała zdziwiona na podłodze. Za każdym razem bąknął tą samą przepraszającą formułkę.
Zwrócił uwagę na wysokiego bruneta który nieudolnie złapał swoją koleżankę, która najwyraźniej chwilę wcześniej zemdlała.
-Trzeba jej pomóc – odezwał się Victor tuż nad jego ramieniem, ale nie musiał długo czekać na reakcję kumpla.
-Chodź – David pociągnął go za ramię. Podeszli do nich i zwrócił się do chłopaka – dwie ulice stąd, jest szpital, niech ją zobaczą. Mam auto.
Razem z Valdesem podnieśli brunetkę i skierowali się do wyjścia. Jego auto stało zaparkowane w bocznej alejce, wśród innych aut.
-Cholera- zaklął gdy wyjął klucze i sięgnął nimi do zamka – piłem, bierzemy taksówkę.

Otworzyła oczy gdy tylko poczuła warczenie silnika. Leżała na tylnym siedzeniu jakiegoś auta, z głową opartą na kolanie Estebana. Spojrzała w górę widząc jak obserwuje to co jest za oknem.
-Co się dzieje? - mruknęła, zwracając na siebie uwagę wszystkich w aucie.
-Dobrze, że już się obudziłaś królewno – przyjaciel dotknął jej splątanych włosów – wstąpimy na chwilę do szpitala by na ciebie zerknęli, ale najprawdopodobniej stwierdzą że jesteś bardziej schlana niż połamana.
-Nic mi nie jest – mruknęła w odpowiedzi, chcą przyjąć pozycję siedzącą, ale znowu poczuła szarpnięcie w klatce piersiowej i wróciła z jękiem do leżenia.
-A widzisz? Nie trzeba się ze mną wykłócać – uśmiechnął się na co otworzyła usta – nie dyskutuj. Nasz miły towarzysz powiedział, że nas zawiezie, ale również jest po alkoholu. To chyba przez niego. Spowodował pan dziś tą bijatykę?
Dopiero teraz dostrzegła, że mężczyzna siedzący na przednim siedzeniu nieustannie zerka do tyłu.
Nie skomentował jednak tego co mówił Esteban i szczerze mu za to dziękowała.
Gdy dojechali na miejsce, obaj pomogli jej wysiąść i prowadząc pod ręce doprowadzili ją do wejścia.
Nawet nie chciała myśleć jak ta cała sytuacja wygląda. Dwóch trochę pianych mężczyzn, niesie ledwo trzymającą się na nogach dziewczynę, oblaną całą mieszanką trunków, poobijaną i śmierdzącą. Czuła się upokorzona, ale co miała zrobić? Potulnie zajęła miejsca wśród poobijanych i połamanych czekających w kolejce, modląc się by nie zostać wyproszoną.
-Lekarz zaraz cię obejrzy – powiedział mężczyzna który towarzyszył im podczas podróży, pojawiając się koło nich. Dopiero po chwili spostrzegła, że wokół nich panuje dość duży chaos. Ludzie przyglądają się im i szepczą coś między sobą. Ponownie spojrzała na mężczyznę.
-Znam cię – westchnęła lustrując jego twarz. Brązowe oczy, ciemne włosy postawione na jeża i przecinek na brodzie – jesteś piłkarzem?
Uśmiechnął się lekko i kiwnął głową.
-David Villa – wyciągnął rękę by ją uścisnąć – faktycznie gram w piłkę, aczkolwiek obecnie mam przerwę. Słuchaj, strasznie przepraszam cię za to co się stało... Chcesz żebym zadzwonił do kogoś? Rodzice?
Zamrugała kilkakrotnie zdziwiona tym co powiedział.
-Eee... - zająknęła się. Piłkarz dosłownie wybił ją z rachuby – nie jestem dzieckiem...
Nie dane jej jednak było dokończyć, ponieważ do poczekalni weszła niska pielęgniarka i to ją wskazała palcem jako kolejną osobę która ma wejść do gabinetu. Piłkarz i Esteban pomogli jej wejść.
-Któryś panów jest z rodziny? - warknęła kobieta równocześnie wskazując im wyjście.
-Uznajmy, że poczuwam się do odpowiedzialności za tą dziewczynę – mruknął Villa/
Lekarz popatrzył na niego ze zdziwieniem, ale przytaknął.
Syknęła z bólu gdy lekarz dotknął jej skóry i miejsca w którym powoli pokazywał się potężny siniak. Nienawidziła szpitali i zazwyczaj ich unikała, ale w tym przypadku nawet nie miała nic do powiedzenia.
-Zrobimy RTG i to wszystko. Zostanie pani na noc, by wyjaśnić te omdlenia, ale to raczej nic groźnego najwyżej pęknięcia któregoś z żebra, ale z tego co widzę, żadne się nie przemieściło.
Zmarszczyła brwi i jęknęła przeciągle.
Villa pomógł usiąść jej na wózku inwalidzkim.
-Panie Villa, mógłbym jeszcze pana prosić? - lekarz cofnął bruneta jeszcze zanim wyszli z pomieszczenia. Mężczyzna kiwnął głową. Chelsea kontem oka zwróciła uwagę na to, że piłkarz podpisuje coś na kartce.
-Czy to była zgoda na ekshumację moich zwłok? - zapytała gdy ponownie pojawił się przy jej wózku i skierowali się w stronę roentgen'u.
Villa roześmiał się donośnie.
-Poprosił o autograf dla syna. Jestem do tego przyzwyczajony – odpowiedział z uśmiechem i pchał wózek dalej. Chwilę później pojawił się obok Esteban.
-To uwłaczające – spojrzała na niego z żalem, a chłopak jedynie pogłaskał ją po głowie.

Nie miał żadnych planów na ten dzień. Właściwie na kilka następnych tygodni. Odkąd w grudniu złamał nogę, nie miał żadnego ciężkiego treningu. Z indywidualnym trenerem powoli stara się wrócić do formy, ale najprawdopodobniej jeszcze długa droga przed nim. Istniała szansa na to, że dopuszczą go do gry na Euro, ale po tak długiej przerwie było to raczej mało możliwe.
Tego poranka postanowił zobaczyć co z dziewczyną którą wczoraj zostawił w szpitalu. Wydawała mu się strasznie przytłoczona tym co się stało. Sama wyglądała jak mała dziewczynka, przez chwilę nawet palnął takie głupstwo, ale wyprowadziła go z błędu.
Pierwsze kilka godzin spędził w domu próbując wyleczyć cholernego kaca który męczył go od wczesnego świtu. Jakiś czas później dołączył do niego Carlos i Xavi równie umęczeni co on. Na miejscu pojawili się około dziesiątej rano. Pytając się pielęgniarki odnalazł właściwą salę i gdy doszedł do drzwi oznaczonych odpowiednim numerkiem zapukał.
Odpowiedział mu kobiecy głos i gdy wszedł do środka dostrzegł niską, drobną brunetkę siedzącą na łóżku. Dwójka przyjaciół zaglądała mu ponad ramionami.
-Cześć – powiedział wchodząc do środka – Mam jeszcze dwóch towarzyszy. To Carlos i Xavi.
Dziewczyna milczała. Nie liczył na to, że będzie rozmowna. Tego poranka wyglądała jednak zupełnie inaczej. Była czysta i w innym ubraniu. Jej skóra była oliwkowa, a włosy koloru czekoladowego delikatnie okalały jej twarz. Jeszcze bardziej przypominała mu dziewczynę. Nie kobietę – lecz nastolatkę.
Dziewczyna patrzyła na całą trójkę nie odzywając się ani słowem. Zapewne była to sprawa ich popularności.
-Jeszcze raz przepraszam za to co się stało wczoraj – powiedział stając naprzeciwko niej.
-Wszyscy przepraszamy – odezwał się Puyol.
Dziewczyna kiwnęła głową.
-Co powiedział lekarz?
Wzruszyła ramionami.
-Jestem na silnych lekarstwach. Nie mam złamanych żeber, ale są zbite., dostałam już wypis więc mogę się zbierać. Jeszcze chwila i byście mnie nie zastali.
Podniosła się z miejsca i wzięła swoje rzeczy. Pożegnała się ze starszą panią, która leżała obok okna i bacznie przysłuchiwała się całej ich rozmowie. Chwilę później cała czwórka kierowała się w stronę wyjścia ze szpitala.
-Przepraszam, odbiorę – Usłyszeli głośną muzykę. Brunetka sięgnęła po telefon schowany do torebki i odebrała – Słucham?
Przystanęli przed wejściem do szpitala, czekając na koniec rozmowy.
-Cześć Idoya... dobrze... boli, ale przeżyję... Wiem, że dziś pracuję... nikt przecież mnie nie zastąpi!... Oczywiście, że będę... Nie dyskutuj dobrze?... Nie jestem już dzieckiem Idoya.
Zakończyła rozmowę i odwróciła w stronę piłkarzy. Każdy z nich przyglądał się jej ze zdziwieniem.
-Przepraszam, to koleżanka – schowała telefon i ruszyła w stronę ulicy.
-Czekaj! - zawołał za nią Carlos – Chelsea tak? Właściwie powinna to być obelga. Mogłabyś mieć na imię Barcelona... ale niech będzie.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, nie do końca zadowolona z przebiegu sytuacji. Miała zbyt wiele rzeczy na głowie dzisiejszego popołudnia. Musiała załatwić kilka ważnych spraw a także przygotować się do pracy.
-Słuchaj to naprawdę głupia sytuacja – odezwał się ponownie mężczyzna z loczkami– nie powinno to tak wyglądać. Musimy ci się jakoś zrekompensować- Puyol uśmiechnął się do nieopodal stojącego bruneta, a potem znowu zwrócił się ponownie do dziewczyny – Myślę, że jeśli się zgodzisz możesz nawet zmyć z nas ten grzech głupoty. David chętnie zaprosiłby cię na kawę.
Brunet stojący nieopodal zakasłał głośno całkowicie nie przygotowany na to co powiedział kumpel. Złapał go za kołnierz i odciągnął na bok.
-Co ty robisz idioto!? - warknął w stronę Puyola co wywołało chichot Hernandeza.
-No co, one zawsze o tym marzą, a to najłatwiejszy sposób – Puyol wzruszył ramionami – Rozerwiesz się, te sprawy...
David nieprzerwanie miażdżył go wzrokiem.
-Halo – usłyszeli za swoimi plecami głos dziewczyny – Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale ja wcale nie jestem zainteresowana, a co lepsze, raczej mi się już spieszy.
Villa spojrzał na nią zdziwiona. Nie jest zainteresowana? Nie żeby on był zainteresowany, ale przeważnie, takie kobiety aż ciągnęło do mężczyzn w ich stylu.
-Śpieszy?
-Do pracy, mam jeszcze kilka spraw na głowię – kiwnęła głową i zarzuciła torbę na ramię, przy okazji łapiąc się lekko za klatkę piersiową.
-Chyba nie wybierasz się do pracy w takim stanie – Xavi spojrzał na nią ze zdziwieniem – Gdzie pracujesz?
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową.
-Naprawdę dam sobie radę.
Przez krótką chwilę obserwowali jak niska brunetka odwraca się i kieruje w stronę postoju dla taksówek. Zaraz potem znika za przyciemnioną szybą, a pojazd odjeżdża w stronę ruchliwej ulicy.

-To głupie Xavi – jęknął David otrzepując spodnie. Podniósł się z ławki i nasunął okulary na nos – nie róbcie ze mnie idioty
Jego przyjaciel postąpił ponownie wciskając ręce do kieszeni spodni.
Pan Villa pochylił się nad wózkiem i okrył młodszą pociechę pieluszką. Gdy tylko skończyli wizytę w szpitalu pożegnał się z nimi Carlos, a on musiał dzisiaj zająć się dziewczynkami dlatego postanowili z kumplem, że spędzą ten czas w parku. Mała Olaya zasnęła gdy tylko wsadził ją do wózka, a Zaide obserwował czujnym okiem podczas gdy huśtała się na huśtawce.
-Proszę cię Dave – zaśmiał się Xavi gdy ruszyli w stronę placyku. Villa przywołał małą dziewczynkę i gestem dłoni dał do zrozumienia, że już się zbierają.
-Jeszcze chwilę, papi! - dziewczynka nie przestawała się huśtać.
-O co się tak wściekasz?
-Wściekam? - mężczyzna wpatrywał się w małą główkę trzyletniej córeczki. Zawsze marzył o synu. To jego miał nauczyć wszystkiego co umiał i to on miał być jego najwierniejszym kibicem. Kiedy jednak Patricia dała mu na początku Zaidę, a następnie Olayę pokochał je równie mocno i wierzył, że może i któraś z nich zapała miłością do piłki – Nie wściekam się, tylko zachowuję się jak dorosły.
-No właśnie! Zaczynasz się starzeć! - zawołał Hernandez.
-Będziesz miał dzieci to się przekonasz.
Brunet wywrócił oczami i klepnął kumpla w ramię po czym sięgnął do tylnej kieszeni.
-To od Puyola – podał mu zmiętą karteczkę. David otworzył ją dostrzegając szereg cyfr zapisanych pochyłym pismem.
-Co to?
-To numer do Chelsea, Carlos zdobył go u pewnej ślicznej pielęgniarki, prosto z jej karty szpitalnej.
Napastnik potarł brodę jeszcze raz zerkając na kartkę.
-Zadzwoń i po prostu zapytaj się gdzie pracuje – zawołał Xavi, ale widząc, że przyjaciel składa ją na pół wyrwał mu ją i schował do kieszeni -Dziś o 18 będe po ciebie i widzimy się z chłopakami.
-Zaida! - zwołał brunet nie zważając na słowa kumpla - czas do domu!

Chelsea nie miała zbyt wiele czasu, dlatego gdy tylko wróciła do domu skierowała się w stronę pietra gdzie zajmowała pokój i łazienkę. W domu nie było nikogo, dzięki czemu oszczędziła sporo czasu na rozmowach i przekonywaniu, że nic jej nie jest. Musiała dosyć szybko się wyszykować, dlatego od razu zaczęła od prysznica. Na ten wieczór miała już gotowy strój. Założyła krótkie dżinsowe szorty jednak zamiast krótkiego sportowego topu wybrała luźną koszulkę która zasłoniłaby jej obandażowaną klatkę. Umalowała się i uczesała. Do wyjścia miała jeszcze chwilkę, dlatego miała czas by ogarnąć pokój.
Usłyszała dźwięk telefonu grającego jej ulubioną piosenkę i wygrzebała go z torebki.
-Halo? - rozsiadła się na łóżku.
-Tu Xavi, piłkarz, pamiętasz? Dzwonię by się zapytać o tą kawę z Villą. Aktualna?
Telefon ją nieco zdziwił. Piłkarz? Wcale nie była zainteresowana kawą.
-Skąd masz mój numer?
Usłyszała radosny śmiech w słuchawce.
-No i jak?
-Co jak? - spytała zdziwiona.
-Kawa, jesteś zainteresowana?
Prychnęła zirytowana.
-Mówiłam już, że nie. Nie interesuje mnie jakakolwiek kawa. Naprawdę dziękuję za fatygę. Słuchaj muszę kończyć bo szykuję się do pracy.
Westchnęła zbierając swoje rzeczy do torebki. Książka, mp3 i kilka innych drobiazgów.
-Mówiłem, że to nie najlepszy pomysł w twoim stanie. Gdzie pracujesz?
Przystanęła na chwilę.
-Słyszałeś o najgłośniejszym klubie w całej Barcelonie?
Głos w słuchawce na chwilę zamilkł.
-W Barcelonie jest wiele... - zaczął ale nie zdążył dokończyć. W słuchawce doszedł go tylko szybki dźwięk zerwanego połączenia.

- Kogo my właściwie szukamy? - Valdes przeciskał się przez tłum ludzi zebranych w środku klubu. Muzyka już od jakiegoś czasu mocno dudniła, a oni niczym ciuchcia przeciskali się jeden za drugim szukając jakiejś dziewczyny.
- Skąd macie pewność, że to tutaj? - zawołał David na co Puyol i Xavi uśmiechnęli się do siebie.
 - Nie mów mi, że nie znasz 303? Zapytałem się tu i tam. W Barcelonie są tylko dwa kluby które się szczycą się mianem najgłośniejszych. Zaczniemy od tego.
Skierowali się w stronę baru. Tłum napierał na nich co raz bardziej. Co jakiś czas musieli odganiać od siebie nachalnych fanów już pod wpływem różnych trunków.
-Nie znajdziemy jej tutaj! - Messi starał się nie zginąć w tłumie, ale skutecznie popychany przez Ramosa i Pique dzielnie dotrzymywał kroku reszcie.
Villa starał się nie pokazywać na ile nie podobało mu się co wymyślili jego kumple. Nie lubił gdy ludzie ingerowali w jego życie osobiste w szczególności odkąd rozpoczął sprawy rozwodowe z Patricią. Cała drużyna jednak pozostawała jego drugą rodziną, a kilku z nich było dla niego jak bracia dlatego nie mógł się na nich gniewać.
-Czego się tak obrażasz? - Xavi poklepał go po ramieniu.
-Bo nie wiem o co ta cała szopka -próbował przekrzyczeć muzykę. Kumpel uśmiechnął się lekko i odwrócił w stronę baru by zawołać barmana.
-Pracuje tu niejaka Chelsea? - spytał wysokiego i przystojnego chłopaka młodszego od niego może o kilka lat. Ten przyjrzał mu się badawczo i od razu uśmiechnął.
-Witamy panów w naszych skromnych progach – kiwnął głową wycierając szklanki ścierką. Rozejrzał się po ciemnym klubie i zawołał kogoś.
-Cruz – mężczyzna kiwnął głową twierdząco i zwrócił się do piłkarzy – jest jest, ale dzisiaj nie czuje się zbyt dobrze.
-Może ją pan zawołać? - zapytał się Villa.
-Chodźcie – uśmiechnął się zarzucając na ramię ściereczkę kelnera i kierując się na druga stronę klubu. Powoli przeciskali się w stronę stolików vipowskich i oddzielonych części dla gości w głębi klubu.
Razem z kelnerem było ich w tym momencie siedmiu. Wszyscy przeszli za linki odgradzające i skierowali do jednego rogu.
-Czy panowie też życzą sobie osobny prywatny stolik?
Podziękowali uprzejmie za dobre chęci.
Villa wzrokiem starał się wyłapać niską brunetkę. Jego wzrok natomiast przykuła grupa młodych ludzi zajmujących jedną część klubu. Młodzi mężczyźni i kobiety pili alkohol, śmiali się i tańczyli dobrze się bawiąc.
-Jest Cruz? - zawołał kelner gdy się zbliżyli, a grupka ludzi zwróciła na nich uwagę.
Z tłumu wychyliła się jej głowa. Siedziała na kanapie z lekko skwaszoną miną. Gdy tylko ich dostrzegła jej wyraz trzy przemienił się w natychmiastowe zdziwienie, a potem w bladość.
Podniosła się z wysiłkiem i zbliżył do nich. Dopiero teraz piłkarz mógł jej się lepiej przyjrzeć. W świetle neonów i ciemności wyglądała o wiele doroślej i sprawiała wrażenie nieco wyższej. Ciemne włosy upięła kilkoma wsuwkami, a oczy przyozdobiła mocniejszym makijażem. Ubrana w lekkie i wygodne ciuchy prezentowała się korzystnie, a jedyne co ją zdradzało to ledwo zauważalny grymas zmęczenia na twarzy.
-To wcale nie było zaproszenie – powiedziała podchodząc do ich grupki i zwracając wzrok na Xaviego – jestem w pracy.
Brwi Davida uniosły się niebywale szybko, ale nie skomentował jej słów.
-Co tu robicie?
-Przyszliśmy się zabawić bo to podobno najlepszy klub w mieście – uśmiechnął się Valdes lustrując ją wzrokiem jakby chcąc porównać ją z dziewczyną którą widzianą uprzedniego wieczoru po .
Dziewczyna omiotła ich wzrokiem i zapatrzyła się w stronę parkietu jakby na coś czekała.
-Pepita! - za jej plecami pojawił się wysoki przystojny brunet z drinkiem w ręku – Nie zaprosisz swoich gości do nas?
Brunetka ponownie spojrzała na ich uśmiechnięte twarze i przeczesała dłonią włosy.
-Rozumiem, że w wasze odkupienie win również muszę być zamieszana – kiwnięciem głowy wskazała im stolik, do którego mieli się udać.
Grupa radośnie przyjęła fakt, że wśród nich pojawiły się takie gwiazdy jak piłkarze Barcelony. Raczej na co dzień omijały ich takie atrakcje i nie mieli zamiaru tej szansy zmarnować.
David zajął miejsce obok brunetki starając się ignorować ludzi na niego napierających.
-Pepita?
Spojrzała na niego zdziwiona, ale przytaknęła.
-Tak mam na imię. Chelsea Pepita, ale Pepita to Hiszpańskie imię więc mnie tak nazywają.
-Nie pochodzisz z Hiszpanii? - spytał upijając łyk drinka na co dziewczyna roześmiała się radośnie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego jakie miała oczy. Dopiero teraz dostrzegł te ogromne brązowe tęczówki spoglądające na niego spod rzęs.
-Oszczędź mi wywiadów – ponownie przeczesała niedbale włosy.
-Jak żebra? - spytał, ale ona tylko wzruszyła ramionami. Rozmowa niezbyt mu się kleiła, nie zbyt wiedział o czym jeszcze mają rozmawiać.
-Uwaga! - z drugiej strony stołu podniosła się Mercedes, jedna z dziewczyn siedzących przy stoliku . Muzyka rozbrzmiała jeszcze głośniej i donośniej, a grupa zaczęła się podnosić – Idziemy na parkiet.
Rozległy się krzyki i ogólna radość wśród grupy, ale i wśród piłkarzy zachęconych przez otaczające ich ładne dziewczyny.
Chelsea złapała go za rękę i pociągnęła w stronę schodków. Szereg kobiet i mężczyzn wylał się na parkiet wpadając w muzyczny trans. Na ułamek sekundy trochę się pogubił, ale gdy dostrzegł uśmiechniętą twarz dziewczyny wszystko odpłynęło. Gdzieś wśród ludzi dostrzegł jeszcze wyszczerzoną twarz Xaviego, a chwilę później utonął w dźwiękach i tańcu swojej partnerki. 


__________________________________________

Ta - dam!

2 komentarze:

  1. Cieszę się, że ktoś jeszcze pisze o Villi! :D Rozdział bardzo długi, ale wiele się w nim działo. Coś czuje, że Chelsea długo zagości w życiu Davida. Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz o Davidzie ! Masz mnie dziewczyno :D Uwielbiam go ;)
    Rozdział długi, ale interesujący ;) Również cię dodaję do polecanych linków ;)

    Zapraszam do siebie na:
    1. http://tiempo-para-todos.blogspot.com/
    2. http://sentidio-comun-y-amor.blogspot.com/
    3. http://el-tiempodira.blogspot.com/
    oraz na czwarty, który wystartuje już jutro ;)
    4. http://el-tiempodira.blogspot.com/


    Ps. Zapraszam na 13 rozdział na : http://tiempo-para-todos.blogspot.com/ ;))) Liczę na opinię, zawartą w komentarzu :>

    OdpowiedzUsuń