Obudziło ją
głośne walenie do drzwi. Wyrwana z mocnego snu aż przysiadła z wrażenia.
Spojrzała na zegarek którego cyfry układały się w piątkę i dwa zera. Jęknęła ponownie
kładąc się, ale pukanie nadal nie ustępowało. Jasne słońce wdzierające się
przez okna w salonie oślepiły ją na chwilę. Była niebotycznie wczesna godzina,
a ona wczoraj mocno trenowała i miała cichą nadzieję, że spędzi ten dzień na
błogim lenistwie. Doszła do frontowych drzwi i odryglowała zamek. Otwierając
drzwi nie wiedziała na kogo może liczyć, dlatego w duchu dziękowała za pomysł
włożenia spodni od dresu.
-Cześć –
zamrugała kilkakrotnie. W wejściu stał uśmiechnięty Villa. Wpuściła go do
środka nadal starając się dobudzić.
-Co wam się
nagle przypomniało? – spytała niechętnie.
-Tak jakoś –
wzruszył ramionami – słuchaj, nie mamy zbyt wiele czasu. Rozmawiałem z Xavim i
powiedział , że spędzasz święta sama, dlatego zabieram cię ze sobą.
Przystanęła
w drodze do kuchni i odwróciła się powoli.
-Zabierasz
gdzie?
-Do mnie na
święta – uśmiechnął się tym pomysłem – Do Langreo, Asturii. Zabieram
dziewczynki, a Angela się rozmyśliła więc mam miejscówkę dla ciebie.
Jej mina
nieco zrzedła. Owszem widok Davida bardzo ją ucieszył. Naprawdę go lubiła, ale
w myślach przywołała obraz eleganckiej, dojrzałej kobiety która od jakiegoś
czasu towarzyszyła piłkarzowi zawsze i wszędzie.
-Oh, cóż za
miłosierdzie – skrzywiła się nieznacznie – Wybacz, ale mi nie przeszkadza to,
że jestem dziś sama…
-Źle mnie
zrozumiałaś – uśmiechnął się kręcąc lekko głową – Faktycznie, Angela miała
jechać ze mną i zwolniło się miejsca, ale to nie dlatego łaskawie się do ciebie
uśmiechnąłem. Bardzo chciałbym żebyś pojechała. Nikt nie powinien zostawać w
święta sam.
Mrugnął do
niej znacząco.
Przez chwilę
się wahała, analizując jego słowa. Wcale nie chciała być na doczepkę. W ogóle
nie chciała się bawić w świętowanie czegoś co już jakiś czas temu przestało jej
sprawiać przyjemność.
-No, no,
Szybko leć na górę, spakuj się i pozamykaj wszystko na kłódkę. O siódmej mam
być po dziewczynki.
Obserwował
jak dziewczyna początkowo niechętnie, ale potem z ożywieniem wchodzi po
schodach na piętro, a sam zajrzał do kuchni. Spotkanie z Chelsea stało się
czymś zupełnie nie oczekiwanym. Gdy otworzyła mu drzwi ujrzał jej delikatną,
drobną sylwetkę oraz zaspaną, smutną twarz. Nie zmieniła się bardzo, a co
lepsze, wyglądała jeszcze lepiej niż jak ją pamiętał. Jej oliwkowa skóra
wyglądała delikatnie, a ogromne orzechowe oczy potrafiły hipnotyzować.
Przyłapał się na tym, że intensywnie o niej myśli i w jednej chwili dopadły go
wyrzuty sumienia. Oczywiście był z Angelą, a Cruz była jego znajomą. Niczego
nie planował, ale widok jej delikatnej młodzieńczej jeszcze buzi sprawił, że aż
mu się lżej zrobiło na duszy.
Stłumił w
sobie to dziwne uczucie i pognał na piętro zobaczyć na jakim etapie jest
dziewczyna. Za pół godziny powinien być już u córek, dlatego miał nadzieję, że
brunetka kończyła pakowanie.
-Gotowe –
powiedziała unosząc dużą torbę podróżną, gdy pojawił się w wejściu do jej
pokoju. Był tu zaledwie raz, przypadkiem i tylko na chwilkę. Pokój, a właściwie
malutkie pomieszczenie mieściło w sobie jedynie szafę i duże łóżko oraz dwa
fotele.
-Okej –
wziął od niej torbę i skierowali się do wyjścia – sprawdź czy masz wszystko i
lecimy.
Zawołał i
odwrócił się widząc, że dziewczyna przystanęła.
-Naprawdę,
to nie będzie problem? – spytała ściskając swoją małą torebkę. Chłopak zaśmiał
się donośnie i złapał ją za rękę ciągnąc w stronę samochodu.
Zostawiwszy
pojazd na parkingu lotniska, skierowali się w stronę hali odlotów. David szedł
na czele, pchając wózek zapakowany czterema torbami podróżnymi, a w jednej ręce
prowadząc Zaidę. Chelsea, drepcząc u jego boku na rękach niosła małą
dziewczynkę, co było jedynym sposobem na przyspieszenie drogi do odlotu.
Nie chciał
zwracać na siebie zbytniej uwagi i póki co raczej mu się to udawało. Cała
czwórka była w końcu ubrana w zimowe płaszcze i czapki, a on zafundował sobie
jeszcze okulary. W dodatku lotnisko nie było znowu aż tak pełne. Do ich odlotu
było już mało czasu dlatego od razu podeszli do stanowiska gdzie kobieta
odebrała od nich bilety.
Oddając
wcześniej bagaże, przeszli przez tunel, aż w końcu weszli na pokład samolotu.
Ich podróż nie była zaplanowana na długo. Raptem, pięćdziesiąt minut. Usadził
obie dziewczynki na swoich miejscach i zajął miejsce obok dziewczyny.
Nie zdążyli
nawet zamienić zbyt wiele zdań gdy stewardessa oznajmiła, że podchodzą do
lądowania, co wybudziło młodszą córkę Villa ze snu i spowodowało, że zaczęła
płakać.
-Gdzieś
tutaj powinna czekać na nas Elsa – powiedział wyglądając niziutkiej brunetki.
Chwilę później dostrzegł machającą sylwetkę dziewczyny, biegnącej w ich stronę.
Podał młodszą córkę Chelsea i uściskał siostrę.
-Dobrze, że
przywlokłeś tu swoje cztery litery – zawołała dziewczyna – W domu istny tajfun,
brakuje jeszcze tylko kolejnych gości.
-Dzięki El –
roześmiał się i odwrócił w stronę brunetki – To moja siostra.
-Elsa –
dziewczyna uśmiechnęła się radośnie i podała pannie Cruz rękę – Ale ty, nie
jesteś Angela.
Chelsea
roześmiała się lekko i przytaknęła.
-No cóż…
-Taka mała
zmiana planów – westchnął David biorąc bagaże.
-Mam
nadzieję, że nie partnerek – parsknęła siostra za co dostała kukśtańca od
piłkarza – ała! Wszyscy czekali aby poznać twoją lafiryndę i co im powiesz gdy
zobaczą taką śliczną, dziewczynę o wyglądzie anioła?
Chelsea
wyszczerzyła się do Villi, który wywracając wzrok pchnął wózek z bagażami.
Doszli do małego garbusa stojącego na parkingu przed halą lotniskową. Wpakowali
wszystkie bagaże do bagażnika i wsiedli do auta. Było dosyć ciasno. Zajmowali
dosyć sporo miejsca, a autko był dosyć małe, ale dość szybko wyjechali na
obrzeża miasta.
-Mama
szaleje, zrobiła już chyba trzydzieste ciasto, tata miał utłuc rybę, ale jak
wychodziłam biedactwo nadal pływało w wannie. Jo i Matteo szaleją po całym
domu, nie dając się złapać Aidzie, a Carlos i Santana nie dają rady z ubraniem
choinki… - paplała ciągle Elsa. Na pierwszy rzut oka nie mogła mieć więcej niż
trzydziestkę na karku. Była młodsza od Davida, a Chelsea celowała tak mniej
więcej w dwadzieścia sześć. Zastanawiało ją ciągle czy będzie tam ktoś w jej
wieku.
Dojechali do
żwirowej drogi wjazdowej do wsi Tuilli, która dowiodła ich do ogromnego domu,
który mogłaby nawet nazwać dworkiem. Wiedziała, że polubi to miejsce.
Wysiadając, pomogła wyjąć z fotelika obie dziewczynki i wzięła swoją torbę.
-Jesteście –
usłyszeli radosny krzyk kobiety, a chwilę później Chelsea ujrzała równie niską
jak Elsa kobietę wychodzącą na ganek.
-Mamo!
Zmarzniesz! – zawołał David widząc, że kobiet narzuciła na ramiona jedynie
chustę. Dwóch mężczyzn pojawiło się za jej plecami, wyminęło ją i ruszyło w ich
kierunku. Zabrali się za ich walizki, a kobieta wzięła na ręce małą Zaidę.
-Moja
kochana wnusia – zawołała po raz kolejny i nie puszczając dziewczynki objęła
syna.
-Masz
szczęście, że je przywiozłeś – uśmiechnęła się głaszcząc jego policzek. Chwilę
później jej wzrok padł w końcu na brunetkę.
-Mamo, to
jest Chelsea – powiedział uśmiechając się radośnie – To moja znajoma…
-A… -
kobieta spojrzała na niego znacząco.
-Angela
musiała zostać w pracy, a Chelsea miała spędzić święta sama, to ją przygarnąłem.
-Mądry z
ciebie chłopaczyna – zawołała kobieta i zwróciła się do dziewczyny – Czuj się
jak u siebie. Jest nas tu dużo, ale wszyscy się mieścimy.
Panna Cruz
poczuła jak rumieńce pokazują się na jej policzkach. Pogoda była idealna.
Zimno, wszędzie wokoło przyprószył lekki szron, a lekkie zimowe słoneczko
świeciło przyjemnie. Weszli do środka domu, gdzie oprócz pięknych zapachów,
czekała ja druga grupa mieszkańców których miała poznać. Kilka razy musiała
tłumaczyć, że wcale nie jest Angelą, ale dość dobrze sobie z tym poradziła.
Poznała Doritę – matkę Davida oraz jej męża – Jose Manuela. Oprócz Elsy – jego
siostry oraz jej narzeczonego Tobiasa, była też Aida oraz jej mąż Leto i ich
dzieci Jo i Matteo. Był też Carlos i Deos kuzyni Villa, oraz Santana –
bratanica. Oprócz tego babka, której imienia nie pamiętała i dwie ciotki oraz
wujek, no i dodatkowo jeszcze mały niemowlak i dziewczynka około pięciu lat,
ale nie była pewna czyim jest dzieckiem. Ilość osób ją trochę przerażała, ale
po kolei się z każdym poznawała.
-Zanieście
swoje rzeczy na górę, a ja zaraz przygotuje wam późne śniadanko.
Dopiero
teraz uzmysłowiła sobie, że jest godzina dziesiąta, a ona jeszcze niczego nie
jadła. Poczuła jak burczy jej w żołądku.
-No! –
zawołała pani domu i pognała wszystkich na górę – pomóżcie tej dziewczynie
matoły! Sama ma dźwigać tą torbę?
Właśnie
ubierał Małą w sukieneczkę, którą kupił dla niej w prezencie gdy rozległo się
pukanie do drzwi. Chwilę później dostrzegł w wejściu Carlosa i Deosa, swoich
kuzynów. Bardzo ich lubił i właściwie czasami żałował, że tak rzadko się
widują. Pierwszy miał dwadzieścia dziewięć lat, drugi dwadzieścia cztery i byli
braćmi.
-Co tam? –
uśmiechnął się stawiając gotową Zaidę na ziemi i samemu biorąc się za koszule w
kratę.
-Kim ona
jest? – Deos z rozpędu wylądował na jego łóżku i rozciągnął się wygodnie – O co
w ogóle chodzi?
Mężczyzna przez chwilę się nie zorientował, ale po chwili już wiedział co kuzyn ma na myśli.
-Chelsea
jest moją znajomą
-Znajomą –
uśmiechnął się szyderczo Carlos za co oberwał od Villi po głowie.
-Znajomą.
Nie widzieliśmy się spory szmat czasu i miała spędzać święta sama…
-A Angela
wie? – Deos spojrzał na niego znacząco. Złapał małą Zaide i posadził sobie ją
na kolanach – Wiesz, to niezła laska i może być dla niej zagrożeniem.
-Żartujesz?
Chelsea ma dziewiętnaście lat – burknął obrażony i wziął Zaidę na ręce – Angela
sama powiedziała, że nie może przyjechać.
-Stary,
dziewiętnaście lat i już do niej startujesz? Co będzie…
-Zamilcz
Deos.
Bracia
spojrzeli po sobie.
-Taka
prawda- Carlos poklepał go po ramieniu – Czeka nas długi tydzień. Daję ci
siedem dni.
Brunet
spojrzał zdziwiony na kuzyna. Nie do końca rozumiał co ten chciał mu powiedzieć.Chłopak roześmiał się szczerze na widok jego miny.
-Siedem dni
i wpadniesz po uszy. Takiej laski nie da się nie zauważyć.
-Nie
zakocham się w niej! – Villa zatrzasnął drzwi pokoju gdy wychodzili z sypialni.
Mała Zaida podskoczyła.
-Jak nie ty
to ja – zawołał Deos – Rezerwuję!
____________________________________
Rozpędzam się :) Teraz zaczyna się czas który mi najbardziej się podoba i mam nadzieję, że wam też :P
Gdzie zgubiłaś dziewięć? ; ) zaraz zabiorę się za czytanie ;pp
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam! ; ) Jeny, nie wiem dlaczego, ale na samą myśl o Angeli to mnie aż nosi! Precz z nią. Ale jedno mnie pocieszyło, a mianowicie ten entuzjazm Elsy na jej temat :D
UsuńDeos dobrze mówi, polać mu! Villa będzie z Chelsea, ja tego dopilnuję i myślę, że kuzynostwo Davida także :D
Czekam na więcej! ; )
swietny rozdzial :> no ten jego kuzynek jest bardzo madry :D i jestwm ciekawa jak to sie potocza te wspolne swieta . Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńcześć!
OdpowiedzUsuńPóki co nie informuj mnie o tym blogu - nie przeczytałam go jeszcze :) Jak przeczytam to skomentuje i zostawię stosowną informację :)
po drugie, jak już mnie informujesz to rób to w zakładce INFORMATOR.
Dziękuję i pozdrawiam :*
świetny rozdział! dobrze, że Chelsea może liczyć na Davida i nie spędzi świąt sama. widać, że od razu przypadła do gustu rodzinie Villa. zwłaszcza kuzynom piłkarza. ciekawe, czy spełni się ich przepowiednia, że Guaje zakocha się w niej w ciągu 7 dni. oby tak, ponieważ wtedy z opowiadania zostanie wyeliminowana Angela. czekam z niecierpliwością na kolejny!
OdpowiedzUsuńJa daje mu 5 dni i wpadnie po uszy....!!!! czekam na nex ;***
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś do tego opowiadania :) A wątek siedmiu dni, kojarzy mi się z piosenką DeMono- Siedem dni. :P Zapowiada się ładna historyjka!!
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że ten pobyt w rodzinnym domu Davida pozytywnie wpłynie na jego stosunki z Chelsea ;) Mam taką nadzieję :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ,czekam na next ;*
OdpowiedzUsuńwsieklabym sie gdyby obudzili mnie o 5; to mile ze strony Davida, ze zaprosil ja na swieta, jak to mama okreslila "mądry z ciebie chłopaczyna"
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowość:)
karim-and-love-story.blogspot.com
No, no.. Jestem ciekawa co wyjdzie z tego wspólnego wyjazdu. Rodzina Davida wydaje się bardzo sympatyczna i to na pewno będą cudowne święta :) Czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńSUPER przeczytałam wszystkie roździały :)
OdpowiedzUsuńdaj szybko nowy odcinek ^^
zapraszam do mnie ja piszę opowiadanie o cristiano ronaldo :)
http://www.portugalski-gwiazdor-i-ja.blogspot.com/
Joocie :) znalazłam adres na blogu koleżanki i muszę powiedzieć , że Twój blog jest świetny .. :)
OdpowiedzUsuńWigilia ... jak ja to kocham :D
Informuj mnie o następnych rozdziałach na http://stories-bynikaaaa.blogspot.com/
Zapraszam na http://wzburzona-fala.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuń