poniedziałek, 26 listopada 2012

10. Siedem dni i wpadniesz po uszy!

Obudziło ją głośne walenie do drzwi. Wyrwana z mocnego snu aż przysiadła z wrażenia. Spojrzała na zegarek którego cyfry układały się w piątkę i dwa zera. Jęknęła ponownie kładąc się, ale pukanie nadal nie ustępowało. Jasne słońce wdzierające się przez okna w salonie oślepiły ją na chwilę. Była niebotycznie wczesna godzina, a ona wczoraj mocno trenowała i miała cichą nadzieję, że spędzi ten dzień na błogim lenistwie. Doszła do frontowych drzwi i odryglowała zamek. Otwierając drzwi nie wiedziała na kogo może liczyć, dlatego w duchu dziękowała za pomysł włożenia spodni od dresu.
-Cześć – zamrugała kilkakrotnie. W wejściu stał uśmiechnięty Villa. Wpuściła go do środka nadal starając się dobudzić.
-Co wam się nagle przypomniało? – spytała niechętnie.
-Tak jakoś – wzruszył ramionami – słuchaj, nie mamy zbyt wiele czasu. Rozmawiałem z Xavim i powiedział , że spędzasz święta sama, dlatego zabieram cię ze sobą.
Przystanęła w drodze do kuchni i odwróciła się powoli.
-Zabierasz gdzie?
-Do mnie na święta – uśmiechnął się tym pomysłem – Do Langreo, Asturii. Zabieram dziewczynki, a Angela się rozmyśliła więc mam miejscówkę dla ciebie.
Jej mina nieco zrzedła. Owszem widok Davida bardzo ją ucieszył. Naprawdę go lubiła, ale w myślach przywołała obraz eleganckiej, dojrzałej kobiety która od jakiegoś czasu towarzyszyła piłkarzowi zawsze i wszędzie.
-Oh, cóż za miłosierdzie – skrzywiła się nieznacznie – Wybacz, ale mi nie przeszkadza to, że jestem dziś sama…
-Źle mnie zrozumiałaś – uśmiechnął się kręcąc lekko głową – Faktycznie, Angela miała jechać ze mną i zwolniło się miejsca, ale to nie dlatego łaskawie się do ciebie uśmiechnąłem. Bardzo chciałbym żebyś pojechała. Nikt nie powinien zostawać w święta sam.
Mrugnął do niej znacząco.
Przez chwilę się wahała, analizując jego słowa. Wcale nie chciała być na doczepkę. W ogóle nie chciała się bawić w świętowanie czegoś co już jakiś czas temu przestało jej sprawiać przyjemność.
-No, no, Szybko leć na górę, spakuj się i pozamykaj wszystko na kłódkę. O siódmej mam być  po dziewczynki.
Obserwował jak dziewczyna początkowo niechętnie, ale potem z ożywieniem wchodzi po schodach na piętro, a sam zajrzał do kuchni. Spotkanie z Chelsea stało się czymś zupełnie nie oczekiwanym. Gdy otworzyła mu drzwi ujrzał jej delikatną, drobną sylwetkę oraz zaspaną, smutną twarz. Nie zmieniła się bardzo, a  co lepsze, wyglądała jeszcze lepiej niż jak ją pamiętał. Jej oliwkowa skóra wyglądała delikatnie, a ogromne orzechowe oczy potrafiły hipnotyzować. Przyłapał się na tym, że intensywnie o niej myśli i w jednej chwili dopadły go wyrzuty sumienia. Oczywiście był z Angelą, a Cruz była jego znajomą. Niczego nie planował, ale widok jej delikatnej młodzieńczej jeszcze buzi sprawił, że aż mu się lżej zrobiło na duszy.
Stłumił w sobie to dziwne uczucie i pognał na piętro zobaczyć na jakim etapie jest dziewczyna. Za pół godziny powinien być już u córek, dlatego miał nadzieję, że brunetka kończyła pakowanie.
-Gotowe – powiedziała unosząc dużą torbę podróżną, gdy pojawił się w wejściu do jej pokoju. Był tu zaledwie raz, przypadkiem i tylko na chwilkę. Pokój, a właściwie malutkie pomieszczenie mieściło w sobie jedynie szafę i duże łóżko oraz dwa fotele.
-Okej – wziął od niej torbę i skierowali się do wyjścia – sprawdź czy masz wszystko i lecimy.
Zawołał i odwrócił się widząc, że dziewczyna przystanęła.
-Naprawdę, to nie będzie problem? – spytała ściskając swoją małą torebkę. Chłopak zaśmiał się donośnie i złapał ją za rękę ciągnąc w stronę samochodu.
Zostawiwszy pojazd na parkingu lotniska, skierowali się w stronę hali odlotów. David szedł na czele, pchając wózek zapakowany czterema torbami podróżnymi, a w jednej ręce prowadząc Zaidę. Chelsea, drepcząc u jego boku na rękach niosła małą dziewczynkę, co było jedynym sposobem na przyspieszenie drogi do odlotu.
Nie chciał zwracać na siebie zbytniej uwagi i póki co raczej mu się to udawało. Cała czwórka była w końcu ubrana w zimowe płaszcze i czapki, a on zafundował sobie jeszcze okulary. W dodatku lotnisko nie było znowu aż tak pełne. Do ich odlotu było już mało czasu dlatego od razu podeszli do stanowiska gdzie kobieta odebrała od nich bilety.
Oddając wcześniej bagaże, przeszli przez tunel, aż w końcu weszli na pokład samolotu. Ich podróż nie była zaplanowana na długo. Raptem, pięćdziesiąt minut. Usadził obie dziewczynki na swoich miejscach i zajął miejsce obok dziewczyny.
Nie zdążyli nawet zamienić zbyt wiele zdań gdy stewardessa oznajmiła, że podchodzą do lądowania, co wybudziło młodszą córkę Villa ze snu i spowodowało, że zaczęła płakać.
-Gdzieś tutaj powinna czekać na nas Elsa – powiedział wyglądając niziutkiej brunetki. Chwilę później dostrzegł machającą sylwetkę dziewczyny, biegnącej w ich stronę. Podał młodszą córkę Chelsea i uściskał siostrę.
-Dobrze, że przywlokłeś tu swoje cztery litery – zawołała dziewczyna – W domu istny tajfun, brakuje jeszcze tylko kolejnych gości.
-Dzięki El – roześmiał się i odwrócił w stronę brunetki – To moja siostra.
-Elsa – dziewczyna uśmiechnęła się radośnie i podała pannie Cruz rękę – Ale ty, nie jesteś Angela.
Chelsea roześmiała się lekko i przytaknęła.
-No cóż…
-Taka mała zmiana planów – westchnął David biorąc bagaże.
-Mam nadzieję, że nie partnerek – parsknęła siostra za co dostała kukśtańca od piłkarza – ała! Wszyscy czekali aby poznać twoją lafiryndę i co im powiesz gdy zobaczą taką śliczną, dziewczynę o wyglądzie anioła?
Chelsea wyszczerzyła się do Villi, który wywracając wzrok pchnął wózek z bagażami. Doszli do małego garbusa stojącego na parkingu przed halą lotniskową. Wpakowali wszystkie bagaże do bagażnika i wsiedli do auta. Było dosyć ciasno. Zajmowali dosyć sporo miejsca, a autko był dosyć małe, ale dość szybko wyjechali na obrzeża miasta.
-Mama szaleje, zrobiła już chyba trzydzieste ciasto, tata miał utłuc rybę, ale jak wychodziłam biedactwo nadal pływało w wannie. Jo i Matteo szaleją po całym domu, nie dając się złapać Aidzie, a Carlos i Santana nie dają rady z ubraniem choinki… - paplała ciągle Elsa. Na pierwszy rzut oka nie mogła mieć więcej niż trzydziestkę na karku. Była młodsza od Davida, a Chelsea celowała tak mniej więcej w dwadzieścia sześć. Zastanawiało ją ciągle czy będzie tam ktoś w jej wieku.
Dojechali do żwirowej drogi wjazdowej do wsi Tuilli, która dowiodła ich do ogromnego domu, który mogłaby nawet nazwać dworkiem. Wiedziała, że polubi to miejsce. Wysiadając, pomogła wyjąć z fotelika obie dziewczynki i wzięła swoją torbę.
-Jesteście – usłyszeli radosny krzyk kobiety, a chwilę później Chelsea ujrzała równie niską jak Elsa kobietę wychodzącą na ganek.
-Mamo! Zmarzniesz! – zawołał David widząc, że kobiet narzuciła na ramiona jedynie chustę. Dwóch mężczyzn pojawiło się za jej plecami, wyminęło ją i ruszyło w ich kierunku. Zabrali się za ich walizki, a kobieta wzięła na ręce małą Zaidę.
-Moja kochana wnusia – zawołała po raz kolejny i nie puszczając dziewczynki objęła syna.
-Masz szczęście, że je przywiozłeś – uśmiechnęła się głaszcząc jego policzek. Chwilę później jej wzrok padł w końcu na brunetkę.
-Mamo, to jest Chelsea – powiedział uśmiechając się radośnie – To moja znajoma…
-A… - kobieta spojrzała na niego znacząco.
-Angela musiała zostać w pracy, a Chelsea miała spędzić święta sama, to ją przygarnąłem.
-Mądry z ciebie chłopaczyna – zawołała kobieta i zwróciła się do dziewczyny – Czuj się jak u siebie. Jest nas tu dużo, ale wszyscy się mieścimy.
Panna Cruz poczuła jak rumieńce pokazują się na jej policzkach. Pogoda była idealna. Zimno, wszędzie wokoło przyprószył lekki szron, a lekkie zimowe słoneczko świeciło przyjemnie. Weszli do środka domu, gdzie oprócz pięknych zapachów, czekała ja druga grupa mieszkańców których miała poznać. Kilka razy musiała tłumaczyć, że wcale nie jest Angelą, ale dość dobrze sobie z tym poradziła. Poznała Doritę – matkę Davida oraz jej męża – Jose Manuela. Oprócz Elsy – jego siostry oraz jej narzeczonego Tobiasa, była też Aida oraz jej mąż Leto i ich dzieci Jo i Matteo. Był też Carlos i Deos kuzyni Villa, oraz Santana – bratanica. Oprócz tego babka, której imienia nie pamiętała i dwie ciotki oraz wujek, no i dodatkowo jeszcze mały niemowlak i dziewczynka około pięciu lat, ale nie była pewna czyim jest dzieckiem. Ilość osób ją trochę przerażała, ale po kolei się z każdym poznawała.
-Zanieście swoje rzeczy na górę, a ja zaraz przygotuje wam późne śniadanko.
Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że jest godzina dziesiąta, a ona jeszcze niczego nie jadła. Poczuła jak burczy jej w żołądku.
-No! – zawołała pani domu i pognała wszystkich na górę – pomóżcie tej dziewczynie matoły! Sama ma dźwigać tą torbę?

Właśnie ubierał Małą w sukieneczkę, którą kupił dla niej w prezencie gdy rozległo się pukanie do drzwi. Chwilę później dostrzegł w wejściu Carlosa i Deosa, swoich kuzynów. Bardzo ich lubił i właściwie czasami żałował, że tak rzadko się widują. Pierwszy miał dwadzieścia dziewięć lat, drugi dwadzieścia cztery i byli braćmi.
-Co tam? – uśmiechnął się stawiając gotową Zaidę na ziemi i samemu biorąc się za koszule w kratę.
-Kim ona jest? – Deos z rozpędu wylądował na jego łóżku i rozciągnął się wygodnie – O co w ogóle chodzi?
Mężczyzna przez chwilę się nie zorientował, ale po chwili już wiedział co kuzyn ma na myśli.
-Chelsea jest moją znajomą
-Znajomą – uśmiechnął się szyderczo Carlos za co oberwał od Villi po głowie.
-Znajomą. Nie widzieliśmy się spory szmat czasu i miała spędzać święta sama…
-A Angela wie? – Deos spojrzał na niego znacząco. Złapał małą Zaide i posadził sobie ją na kolanach – Wiesz, to niezła laska i może być dla niej zagrożeniem.
-Żartujesz? Chelsea ma dziewiętnaście lat – burknął obrażony i wziął Zaidę na ręce – Angela sama powiedziała, że  nie może przyjechać.
-Stary, dziewiętnaście lat i już do niej startujesz? Co będzie…
-Zamilcz Deos.
Bracia spojrzeli po sobie.
-Taka prawda- Carlos poklepał go po ramieniu – Czeka nas długi tydzień. Daję ci siedem dni.
Brunet spojrzał zdziwiony na kuzyna. Nie do końca rozumiał co ten chciał mu powiedzieć.Chłopak roześmiał się szczerze na widok jego miny.
-Siedem dni i wpadniesz po uszy. Takiej laski nie da się nie zauważyć.
-Nie zakocham się w niej! – Villa zatrzasnął drzwi pokoju gdy wychodzili z sypialni. Mała Zaida podskoczyła.
-Jak nie ty to ja – zawołał Deos – Rezerwuję!

____________________________________
Rozpędzam się :) Teraz zaczyna się czas który mi najbardziej się podoba i mam nadzieję, że wam też :P

14 komentarzy:

  1. Gdzie zgubiłaś dziewięć? ; ) zaraz zabiorę się za czytanie ;pp

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam! ; ) Jeny, nie wiem dlaczego, ale na samą myśl o Angeli to mnie aż nosi! Precz z nią. Ale jedno mnie pocieszyło, a mianowicie ten entuzjazm Elsy na jej temat :D
      Deos dobrze mówi, polać mu! Villa będzie z Chelsea, ja tego dopilnuję i myślę, że kuzynostwo Davida także :D
      Czekam na więcej! ; )

      Usuń
  2. swietny rozdzial :> no ten jego kuzynek jest bardzo madry :D i jestwm ciekawa jak to sie potocza te wspolne swieta . Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. cześć!
    Póki co nie informuj mnie o tym blogu - nie przeczytałam go jeszcze :) Jak przeczytam to skomentuje i zostawię stosowną informację :)
    po drugie, jak już mnie informujesz to rób to w zakładce INFORMATOR.
    Dziękuję i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział! dobrze, że Chelsea może liczyć na Davida i nie spędzi świąt sama. widać, że od razu przypadła do gustu rodzinie Villa. zwłaszcza kuzynom piłkarza. ciekawe, czy spełni się ich przepowiednia, że Guaje zakocha się w niej w ciągu 7 dni. oby tak, ponieważ wtedy z opowiadania zostanie wyeliminowana Angela. czekam z niecierpliwością na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja daje mu 5 dni i wpadnie po uszy....!!!! czekam na nex ;***

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że wróciłaś do tego opowiadania :) A wątek siedmiu dni, kojarzy mi się z piosenką DeMono- Siedem dni. :P Zapowiada się ładna historyjka!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wydaje mi się, że ten pobyt w rodzinnym domu Davida pozytywnie wpłynie na jego stosunki z Chelsea ;) Mam taką nadzieję :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział ,czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. wsieklabym sie gdyby obudzili mnie o 5; to mile ze strony Davida, ze zaprosil ja na swieta, jak to mama okreslila "mądry z ciebie chłopaczyna"


    zapraszam na nowość:)
    karim-and-love-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. No, no.. Jestem ciekawa co wyjdzie z tego wspólnego wyjazdu. Rodzina Davida wydaje się bardzo sympatyczna i to na pewno będą cudowne święta :) Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  11. SUPER przeczytałam wszystkie roździały :)
    daj szybko nowy odcinek ^^
    zapraszam do mnie ja piszę opowiadanie o cristiano ronaldo :)
    http://www.portugalski-gwiazdor-i-ja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Joocie :) znalazłam adres na blogu koleżanki i muszę powiedzieć , że Twój blog jest świetny .. :)
    Wigilia ... jak ja to kocham :D
    Informuj mnie o następnych rozdziałach na http://stories-bynikaaaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Zapraszam na http://wzburzona-fala.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń